WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH W POLSCE – ODA DO ŚWIADOMOŚCI
Był/ś na cmentarzu w Polsce we Wszystkich Świętych, bo tak zawsze robisz, choć tak naprawdę dzień lub dwa dni wcześniej był/ś wkurzony/a, że „musisz” tam jechać po pracy — umyć pomnik, pozagrabiać, mimo że nie masz czasu i jesteś najzwyczajniej w świecie zmęczony/a po całym dniu pracy, po za krótkiej nocy, bo wieczorem było jeszcze tyle spraw do załatwienia. I z ciężką głową, bo wino, które miało być po to, aby ci robota „gładko poszła”, spowodowało tylko chwilową ulgę, a rano — jak zwykle — znów stwierdził/ś, że jednak ta „lampka” alkoholu na drugi dzień bardziej ci szkodzi niż pomaga…
POKAZ NA CMENTARZU
Byłam w tym roku, po wielu, wielu latach nieobecności, na Wszystkich Świętych w Polsce. I naprawdę — tego się nie spodziewałam. Nic się nie zmieniło od czasu, gdy byłam na tej uroczystości może 10–15 lat temu…
Cmentarze pełne ludzi pokazujących się z najlepszej strony – panie w wieku średnim wciskające się w szpilki i w piasek na cmentarnych ścieżkach, aby dorównać młodym, prężnym dziewczynom, dla których jednak te same szpilki nie są jeszcze żadnym trudem ani wysiłkiem. Panowie – dżentelmeni niosący siatki albo kartony zniczy, które są następnie zapalane u wszystkich, o których się nawet nie pomyślało ani raz przez cały rok – nie wspomnę już o jakiejkolwiek pomocy dla osób, które naprawdę straciły kogoś bliskiego.
Nie tylko o pomocy namacalnej (bo w Polsce ciągle jeszcze mamy za mało, żeby dać komuś pieniądze, kto naprawdę walczy, aby wytrwać finansowo do końca miesiąca, bo może stracił męża czy żonę), ale też o pomocy mentalnej — o podarowaniu komuś uwagi i zapytaniu: Ej, a jak Ty się tak naprawdę czujesz teraz? Może rok, może dwa, a może dłużej po śmierci tej bliskiej ci osoby?
ODWAGA PYTANIA O PRAWDĘ
Czy masz odwagę zadać to pytanie osobie, która straciła kogoś bliskiego? Czy może wolisz nie – bo coś by potem trzeba było z tą odpowiedzią zrobić… Bo może wtedy ta osoba poprosiłaby o pomoc – finansową albo o Twój czas, żebyś pomógł jej/jemu przy czymś, z dziećmi, w domu, w biznesie… A Ty przecież nie masz czasu… Bo jesteś zajechany/a gonitwą za tym, żeby mieć jeszcze więcej…
Życzyłabym sobie więcej uwagi tam, na polskich cmentarzach. Uważności wobec drugiego człowieka — jeśli już nie słuchamy, co ksiądz ma mądrego (albo i nie) do powiedzenia. Ksiądz — tak jak każdy inny człowiek, coach, psycholog, mentor — nie zawsze mówi coś mądrego albo coś, co do mnie trafia w tym momencie mojego życia. I to nie zawsze ma coś wspólnego z całą instytucją Kościoła.
Ale ja najpierw w ogóle zaczynam słuchać, co ten ksiądz mówi, a dopiero potem oceniam, czy warto posłuchać dalej, czy tym razem to nie wnosi żadnej wartości dodatniej w ten moment mojego życia.
W moich oczach kazanie, które ksiądz wygłosił o godzinie 14.00 na cmentarzu przy ul. Bema, było poruszające — o przemijaniu życia, o tym, jakim wielkim darem jest każdy dzień i jak wszystko materialne w obliczu śmierci traci znaczenie. Takie, powiedziałoby się, wyświechtane hasła, które wszyscy słyszeliśmy już wielokrotnie. Ale ja uważam, że poprzez przypominanie, iż życie naprawdę jest darem, że jest limitowane i że się kiedyś naprawdę skończy, możemy się zatrzymać i zadać sobie pytanie: Czy ja żyję naprawdę tak, jakbym żył/a, gdybym jutro dostał/a diagnozę, że zostało mi jeszcze tylko parę lat życia?
CO TO ZNACZY ŻYĆ PEŁNIĄ ŻYCIA
Gdy po śmierci mojego taty niektóre osoby rozmawiały ze mną o swojej żałobie, o przemijaniu, o kruchości życia, często słyszałam: No wiesz, trzeba żyć pełną parą, cieszyć się życiem, korzystać z niego, bo nie wiadomo, kiedy się skończy… z takim podtekstem, że nie ma co się ograniczać — trzeba pić, palić, konsumować, bo to jest właśnie życie pełną parą.
Tylko że dla każdego to znaczy coś innego. Dla mnie to są momenty, gdy mam lekkość w sobie bez alkoholu. Kiedy śmieję się do łez bez wódki. Kiedy tańczę z lekkością dziecka, nie musząc najpierw wypić lampki wina. Ale przede wszystkim — kiedy budzę się rano rześka, wyspana, witalna i nie muszę sięgać po tabletkę na kaca czy ból głowy.
To jest dla mnie żyć pełnią życia. To jest dla mnie doceniać życie, szanować każdy nowy dzień, który jest mi dany tu, na tej planecie. Czuję wielką wewnętrzną sprzeczność pomiędzy tym, że cieszę się, że jeszcze żyję, że jestem zdrowa, a tym, że sama miałabym przyczyniać się do skracania tego życia — pijąc alkohol, szkodząc swojemu zdrowiu i tym samym zmniejszając prawdopodobieństwo długiego życia w zdrowiu.
HIPOKRYZJA NA POKAZ
Ciągle kilkadziesiąt, a nieraz nawet kilkaset złotych pali się na jednym grobie, a zmęczona Matka Polka albo Ojciec Polak stoi przed tym grobem, choć najchętniej zostałby w domu, bo jest po prostu zmęczony/a…
Ciągle mnie to zaskakuje, jak bardzo robimy rzeczy na pokaz – dla innych. Że stoimy przy grobach, choć w domu wcześniej była jazda, bo nikt z domowników nie miał najmniejszej ochoty iść na ten cmentarz. Bo trzeba – żeby cię wszyscy widzieli, że jesteś. Choć nie wierzysz ani we Wszystkich Świętych, ani w życie po śmierci, ani nie masz jakiegokolwiek życia duchowego.
Hipokryzja bardzo mnie dotyka. Brak odwagi, by spojrzeć sobie prosto w oczy i zapytać: Czy ja naprawdę idę na ten cmentarz, bo chcę, bo czuję wdzięczność, bo mam czas i energię, żeby tam pobyć i połączyć się duchowo z tą zmarłą osobą? Czy może robię to także w te inne dni – kiedy nikt nie patrzy, kiedy jest codzienność, kiedy naprawdę chcę się zatrzymać i pomyśleć o tej osobie?
INNA PERSPEKTYWA
Patrzę dziś na te poruszenia na cmentarzach w Polsce z innej perspektywy. Z innej normalności, która nie jest już dla mnie normalna. Widzę brak odwagi i konsekwencji w tym, jak ludzie żyją cały rok, a co robią 1 listopada.
Bo w dzisiejszych zabieganych czasach chyba nikt mi nie powie, że ten dzień jest dla niego święty — że z pokorą i spokojem w sercu przeprawia się przez zapchane ulice, tracąc czas i pieniądze, których ponoć w Polsce ciągle brakuje.
Zastanawiam się, czy dzieci mojego pokolenia też przejmą tak po prostu ten zwyczaj – rzucania się na spotkanie ze zmarłymi w ten jeden jedyny dzień w roku.
POWTARZANIE WZORCÓW
Większość ludzi – nawet dziś, nawet jeśli bardzo się przed tym broni – żyje dokładnie takim życiem, w jakim sami wzrastali. Jeśli rodzice nie dali Ci pieniędzy na studia dzienne – większość takich rodziców potem proponuje to samo swoim dzieciom. Jeśli dali – będziesz nalegał/a, żeby Twoje dziecko też takie zrobiło. Jeśli Twoi rodzice nie brali Cię na wycieczki – Ty też raczej tego nie robisz. I nie ma w tym nic złego, jeśli tylko masz świadomość, z jakiego miejsca decydujesz.
Czy to z bólu? Ze strachu? Z błogiej nieświadomości? Czy z jedynej znanej Ci normalności, która jest Ci dostępna, i nie masz ochoty zajrzeć, jakie są inne?
Nie zmienia się także kultura picia alkoholu w Polsce. Powielamy schematy normalności, w których sami żyliśmy jako dzieci — byliśmy współtowarzyszami libacji alkoholowych naszych rodziców, rodziny.
Pewnie teraz powiesz: Ale co Ty, Honorata – tak nie jest. Owszem, tak jest.
Mam porównanie – żyłam w wielu krajach i w żadnym nie widziałam, żeby to było tak normalne, że zabiera się dzieci na imprezy dorosłych, którzy się upijają często do nieprzytomności i zachowują jak zwierzęta.
Nie jestem za całkowitą abstynencją. Nie jestem za zabranianiem. Jestem za BALANSEM – zawsze, w każdym obszarze życia.
Jestem za tym, żeby regularnie kwestionować tą swoją normalność – za stawianiem sobie pytania: Czy to jest jeszcze normalne, czy tylko znajome? Czy jestem z tego dumna/y, jak żyję? Czy taką normalność polecił/abym moim dzieciom albo osobie, którą kocham?
BALANS I ODPOWIEDZIALNOŚĆ
W Niemczech przed laty normalnością rodziców było to, że gdy pojawiały się dzieci, kończyło się jakiekolwiek życie towarzyskie – życie dorosłych. To też nie jest normalne.
Bo nawet rodzice, a może zwłaszcza rodzice, potrzebują czasem wyjść z tej roli odpowiedzialności. Chcą poszaleć, poczuć się lekko – czasami także z alkoholem albo innymi używkami. Ale – nie bierzmy na takie spotkania dzieci!
Życie nie jest tylko czarne albo białe. Nie masz tylko do wyboru: pić albo nie pić. Jest coś pomiędzy – BALANS. Dlatego tak wiele małżeństw w Niemczech rozstaje się po 25 latach wspólnego życia — bo chcą poczuć lekkość, o którą wcześniej nie dbali, mając dzieci w domu.
POKOLENIE X I TRAUMA
Wracając do powtarzania schematów – wielu z mojego pokolenia X wzrastało w rodzinach, gdzie alkohol był punktem spornym, stresu, bólu.
I to wcale nie znaczy, że Twój tata czy mama nadużywali regularnie alkoholu. Chodzi o to, że może Ty, jako dziecko, bał/aś się tego jednego dnia w roku – imienin albo świąt Bożego Narodzenia – bo wiedział/ś, że ten dzień zakończy się znów awanturą, szukaniem pijanego ojca po okolicy i tym potwornym strachem: czy go znajdziecie? Tygodnie milczenia pomiędzy rodzicami, napięcie, niepewność… To wszystko zostaje w ciele dziecka.
Nie musi być alkohol tylko na imprezach, żeby był punktem wielkiego stresu albo traumy.
Dr Gabor Maté – światowej sławy terapeuta od spraw traum – pisze w książce: „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu”, że dla dziecka, które jest tylko teoretycznie narażone na prawdopodobieństwo utraty bezpieczeństwa, stres może być tak samo traumatyczny, jak realne zagrożenie.
Przykładowo: przysłowiowy wujek, który patrzy na Ciebie w kontekście seksualnym, albo ojciec, który nie wiadomo kiedy znów się upije i zrobi awanturę. To wszystko wywołuje w dziecku potworny stres i zostawia ślady na lata.
Myślę, że wielu z nas zna to uczucie z własnych domów — czy tata znów przyjdzie pijany, czy mama znów zrobi awanturę… Ja znam to z mojego dzieciństwa. W sumie, jak spojrzę wstecz, to całe dzieciństwo bałam się, czy mój tata się nie rozpije. A strach był jeszcze większy, gdy został naszym jedynym opiekunem po śmierci mojej mamy. I można by teraz powiedzieć, że niepotrzebnie się bałam całe dzieciństwo, bo mój tata nie stoczył się na dno i nie był alkoholikiem (tu trzeba by jednak najpierw ustalić definicję kiedy zaczyna się być alkoholikiem) ale jako dziecko jesteś całkowicie zdany/a na opiekę rodziców i nie masz dostępu do terapii czy jakiś jakiś narządzi mentalnych, aby sobie poradzić z tym lękiem….
POZORNA ZMIANA
A nasze pokolenie? Robi dokładnie to samo. Tylko z droższym, bardziej wykwintnym trunkiem w rękach, tłumacząc sobie, że my to inaczej, że nasze dzieci mają lepiej…
Bo wracają z libacji alkoholowej taksówką, a my – musieliśmy zapieprzać „z buta” w środku nocy. Kogo wtedy było stać na taksówkę?
Opowiadała mi niedawno jedna osoba z Polski, że nastolatkowie tylko czekają, aż przyjdzie piątek wieczór, mama opróżni butelkę wina, tata pół butelki whisky – i wtedy można ich już namówić na wszystko: kupno gry komputerowej, wieczorne wyjście, fast foody. Bo granice puszczają, gdy się wypije trochę alkoholu…
ŚWIADOMY WYBÓR
No więc wybieraj świadomie. Żyj świadomie. Kwestionuj to, co robisz. Nie tłumacz się, że to tylko lampka wina, że to tylko jeden dzień w roku na cmentarzu.
Odpowiedz sobie radykalnie szczerze: Czy jestem dumny/a z tego, jak żyję każdego dnia? Czy miał/ś głębokie przeżycie, że był/ś na tym cmentarzu? Z jaką intencją tam szedłeś/szłaś? Czy zdecydował/ś się tam pójść świadomie, czy tylko dlatego, że tak wypada – żeby wokół grobu nie było pusto?
Czy chcesz, aby Twoje dzieci też spędzały każdy piątek wieczór z butelką wina albo whisky w ręku?
Mój tata zawsze mówił: „Dzieci się nie wychowuje – dzieci biorą przykład z rodziców”. Dzieci nie słuchają tego, co mówisz. One obserwują, według jakich wartości żyjesz. Żyj świadomie. Żyj tak, żebyś był/a z siebie dumny/a w 100%.
MOJA POTRZEBA
Miałam głęboką potrzebę przyjechać po wielu latach znów na tą polską Wielką Wędrówkę na Cmentarze – jak to mój mąż określa – te tłumy spieszące na cmentarz w ten jeden dzień w roku. Na pewno ta potrzeba była spowodowana niedawną śmiercią taty, ale także tym, że przez ostatnie cztery lata mieszkałam zbyt daleko od Polski, żeby przyjechać na ten jeden dzień.
Chciałam poświęcić ten czas na wspomnienie osób, które odeszły tak nagle – moich kuzynów Grzegorza i Jarka, mojego taty i mojej przyjaciółki Gosi. Chciałam tam być. Zapalić znicz. Podziękować za to, że byli częścią mojego życia.
DOŚWIADCZENIE, KTÓRE MUSIAŁAM PRZEŻYĆ
Niektóre doświadczenia muszę przeżyć, żeby potem stwierdzić, że na pewno szybko tego nie powtórzę. Dziesięć godzin jazdy samochodem do Ostrowa w piątek, a w niedzielę dwanaście godzin w aucie, bo chciałam koniecznie tego dnia być na grobie u Gosi w Hamburgu – bo wiem, że tu, w Niemczech, rzadko przychodzi się ze zniczem na grób.
Było to dla mnie ważne, choć wiem, że mogłam pojechać w inne dni. Nie musiałam siedzieć dwanaście godzin w aucie i potem, w ciemności, pośród ogromnych drzew i rzadko rozmieszczonych grobów, szukać tego jednego – Gosi…
CZAS SIĘ ZNAJDUJE
Są osoby i wydarzenia, które są dla mnie ważne – i wtedy czas znajduję na nie czas. Mimo odległości, mimo pracy od rana do wieczora. Bo wiem, że czasu się nie ma – czas się znajduje dla tego, co naprawdę ma znaczenie. Bo świadomie decyduję, gdzie kieruję moją energię, a gdzie zachowam ją dla siebie.
I świadomie decyduję, że w następnych latach nie przyjadę na to Święto Zmarłych w Polsce. Poświętuję na pobliskim cmentarzu – może z obcymi zmarłymi. Pamiętam, że raz tak zrobiliśmy z moim tatą. Jak przyjechał do nas do Bad Waldsee i został akurat na 1 listopada – to się pięknie ubraliśmy i poszliśmy na cmentarz obok. Postawiliśmy znicze na grobie Erwina Hymera, w którego firmie wtedy jeszcze pracowałam, oraz kilku zmarłych pracowników, na których pogrzeby chodziłam, reprezentując dział personalny.
ŚWIADOMOŚĆ I WYBÓR
Chciałam też pokazać mojemu synowi, jak się świętuje Dzień Zmarłych w Polsce – porównując z tym, jak wygląda to w innych krajach. Odwiedziliśmy również cmentarz tutaj, w Rheine, gdzie spoczywają rodzice mojego męża. Tam, dzień przed Wszystkimi Świętymi, ruch był raczej umiarkowany. Niech mój syn sam kiedyś zdecyduje, co z nim bardziej rezonuje, co jest jego, a nie tylko ślepym powielaniem tego, co robili jego rodzice.
A mnie po tegorocznych Wszystkich Świętych zostały bóle karku, barków i łopatek – i to też na pewno jeden z powodów, dla których w przyszłych latach oszczędzę sobie tego wielogodzinnego siedzenia w samochodzie w drodze na polskie cmentarze…
Pozdrawiam wszystkich zmęczonych tym świętem.
Dziękuję, że przeczytał/ś ten wpis do końca. ❤️
Rise up & Play
Twoja Honorata